Serwis Diecezjalny o Misjach

 
   
A A A
A A A A

2 maja 2024 r. Imieniny obchodzą: Anatol, Zygmunt, Anastazy

  Pamiętajmy o misjonarzach - to nasze misjonowanie.    
Afryka
Czad
Wybrzeże Kości Słoniowej
Kenia
 
Ameryka Płd.
Boliwia
Brazylia
Peru
 
Ameryka Płn.
Kanada
 
Wschód
Białoruś
Rosja
Ukraina
Syberia
Kazachstan
Byli misjonarze Wschodu
Wspomnienia i świadectwa o Wschodzie
Statystyka Kościoła Katolickiego w Rosji
 
Listy Misjonarzy
Ks. Stanisław Tymoszuk
Ks. Andrzej Duklewski
Ks. Jarosław Wiśniewski
Ks. Marek Kujda
Ks. Wojciech Kobyliński
Ks. Jarosław Mitrzak
Ks. Marek Jaśkowski
Ks. Adam Przywuski
Ks. Jan Miedzianowski
Ks. Tomasz Denicki
 
Byli misjonarze
Ks. Leon Łodziński
 
 
MENU
Gdzie ich spotkamy
Kontakt
Jak pomóc?
Inne formy pomocy
 
INFORMACJE
Aktualności
Nowa książka ks. Andrzeja Duklewskiego
KOMUNIKAT w kwestii ODLICZEŃ PODATKOWYCH
Pierwszy kościół na syberyjskiej północy
Statystyki Misyjne
Wsparcie poprzez Kirche in Not
 
MEDIA
Wywiady z misjonarzami
Książki
 
INSTYTUCJE
PDM
PDMD
CEME
 
Przydatne linki
MIsjeNaFB
Strona Komisji Episkopatu Polski d/s Misji
Kościół Rzymsko-Katolicki na Białorusi
Parafia w Tomsku
Radio Wnet
Rodacy na Syberii
Pomoc Polakom na Wschodzie
Blog ks. J. Mitrzaka
UCANEWS
Papieskie Intencje Misyjne
 
Współpraca
Portal Sancti
Koło Misyjne WSD Siedlce
Misjonarze na Podlasie 24
 
 
Darmowy licznik odwiedzin
 
Ks. Jarosław Wiśniewski
 
 

 

Wybierz kategorie:

List na 600 lecie Kościoła w Azji Średniej (2011-05-19 11:05:03)

Piekna historia kilku kapłanów, którzy byli pionierami wiary po czasach komunizmu na tamtych terenach.


ROMANTYCY W SOWIECKIM RAJU
 
Jubileusz 660 lat kościoła w Średniej Azji
 
 
Męczennicy z Armalyka
 
Corocznie 19-go czerwca katolicy Azji Środkowej czcza pamięć męczenników z Armalyku.
Rok temu pytałem abp Petę z kazachstańskiej Astany, czy są szanse na ich beatyfikacje. Są szczegółowe opisy ich misji, męczeństwa, znane jest miejsce ich pobytu i pochowku. Znane są imiona, przydomki i miejsce pochodzenia naszych bohaterów. Ekscelencja, który się troszkę zmieszał wyraźnie ciekawi się tematem. Zamyślił się przez chwile i rzekł: “warto się modlić w tej intencji.”
W tym roku (2010 przyp red) wypadła 660-ta rocznica ich śmierci. Było ich sześcioro:
dwu Włochów, dwu Francuzów, jeden Hiszpan i jeden Hindus.
To byli Franciszkanie konwentualni pod wodza Ryszarda Burgundzkiego.
Pojawili się w najstosowniejszym momencie. Chrześcijanie Nestorianie stracili pierwotny entuzjazm i jeden za drugim zaczęli ustępować pod wpływem szamańskich wierzeń panoszących się w tym terenie. Nasi misjonarze natrafili na wspaniały grunt dla swych misji. Byli młodzi, lekko oswajali miejscowe narzecza. Pracowali w Chorezmie, Samarkandzie i w ostatniej fazie wśród Ujgurów. Słynny promotor islamu w tym terenie Tamerlan był jeszcze dzieckiem, gdy to wszystko się działo. Pamięć o Chrystusie krzewiła się lotem błyskawicy. Tym nie mniej zwolennicy islamu nie spali i przemieszczanie się z Chorezmu do Samarkandy i do Armalyka było spowodowane niechęcią tych ludzi. Naszych bohaterów bito kilkakroć aż wreszcie zabito.
Gdy opowiadałem to wszystko Austriakowi Gotfrydowi to ten z entuzjazmem stwierdził, że mamy powody do nadziei. Skoro chrześcijaństwo z tych okolic zostało zniszczone w drodze krwawych represji to ci, którzy zginęli tam w niebie modlą się nieustannie, by wesprzeć aktualnych misjonarzy.
 
Nowe pokolenia Chrześcijan w Turkiestanie
 
Los sprawił, że w 19-tym wieku miejsce Nestorian w Środkowej Azji zajęli prawosławni Rosjanie, którzy zawojowali te tereny. Śladem za nimi poszli urzędnicy i oficerowie pochodzenia niemieckiego w wielu wypadkach luterańskiej wiary oraz katolicy Polacy ukarani za Powstanie Styczniowe a następnie katoliccy Czesi, Węgrzy i Austriacy zesłani w czasie pierwszej wojny światowej w okolice Taszkientu do obozów jenieckich. Zrządzeniem Opatrzności to oni właśnie wznieśli szkielet imponujących rozmiarów kościoła katolickiego w Taszkiencie. Pracami kierował Kaplan litewskiego pochodzenia a gdy niespodzianie zmarł w lutym 1917-go roku to jego miejsce zajął kolejny Litwin. Istniało w mieście w tych czasach i do dziś istnieje Towarzystwo Litewskie. W kościele długie lata zbierali się członkowie Polonii i Towarzystwa Węgierskiego.
Niemcy i Ukraińcy represjonowani za druga wojnę światową dołączyli do tego post-nestoriańskiego klubu. Ostatnio najbardziej zdyscyplinowanym żywiołem w okolicy jest ludność Koreańska...
Te i inne myśli wróciły do mej głowy podczas odwiedzin Prałata Świdnickiego.
Ten człowiek ma w sobie tyle energii, że wystarczy jedna doba, by zmienić światopogląd wielu słuchaczy.
Obserwowałem z boku jak ten starzec oddziałuje na ludzi.
Nie mogę ukryć, że sam poddałem się urokowi tej postaci.
Ksiądz Świdnicki jest z zamiłowania biblistą.
Może godzinami opowiadać i cytować rożne historie biblijne na poparcie swych tez.
Nie posiada głębokiej wiedzy historycznej chociaż potrzebne daty zna i we właściwej chwili nimi operuje. Historia, która najbardziej imponuje w jego wypowiedziach to najnowsza historia kościoła zwłaszcza w byłym ZSRR. Historia, którą tworzył i nadal. Tworzy on sam.
 
Najnowsza historia
 
Patrząc na postawę księdza Świdnickiego i na osoby, które on wspomina z rozrzewnieniem nie sposób zaprzeczyć takiej teorii. Tamerlan wyciął w pień większość chrześcijan w okolicy, tym niemniej w ornamentyce pozostały ślady tego, że zmuszeni do przyjęcia islamu w sercu nie pogodzili się z takim stanem rzeczy. Islam w Azji Środkowej jest pogodny i pomimo wpływów z sąsiedniego Afganistanu można mówić o pokojowym obliczu tutejszym muzułmanów. Mówi się również, że bratobójcze pogromy w Kirgizji nie są czymś typowym dla regionu a raczej próbą zaszczepienia wojowniczego Islamu z południa. Po kilku dniach pobytu w Duszanbe ojciec Świdnicki wraz że swym austriackim piętaszkiem powrócił do Taszkientu, by w sposób sentymentalny rozważyć wspólnie z uzbeckimi parafianami i księżmi swój los. Patrząc na niego miałem nieodparte wrażenie, że żegna się z nami.
Na kazaniach owszem jak zapałka szybko wzniecał w sobie ogień i zapalał nim obecnych, lecz gdy trzeba było pospacerować na podwórku więcej niż 100 metrów wyraźnie się męczył i aż wierzyć się nie chciało, że ten misyjny parowóz tak szybko i na oczach gaśnie. Z początku myślałem, że mu się nigdzie nie spieszy lecz Austriak Gottfried wyjaśnił mi, że to wielki problem, by zmusić ojca Józefa do wizyty u lekarza, a stan jest wyraźnie przedzawałowy. Każdego kto czytać będzie moja opowieść proszę o modlitwę za naszego gościa i prekursora wielu syberyjskich i środkowoazjatyckich wspólnot.
 
Pater Świdnicki
 
W Kazachstanie i w okolicy zesłańcy niemieccy nazywali swych kapłanów “paterami”… Ponieważ ksiądz Józef lubi w swej mowie dorzucać niemieckie słówka, chwali szczerze swych parafian niemieckiego pochodzenia wiec przydomek pater bardzo do niego pasuje. Ojciec Józef pochodzi z parafii Murafa, w której mieszka obecnie 4000 katolików i tyle samo prawosławnych. Przed wojna było jeszcze tyle samo Żydów ale ostatni z nich ponoć emigrowali w 1995 roku. Jak to się stało, że pragnął być Kałanem to pewnie można się dowiedzieć z jego własnych książek. Ja napiszę tylko to co on sam bezwiednie opowiedział podczas jednego obiadu w Taszkienckiej kurii. Jego lapidarny sposób mówienia pozwala z jednej gawędy wyprodukować sporych rozmiarów opowieść. Właśnie przystępuję do kompilacji tych wypowiedzi w jednym tekście.
To rzeczywiście w czasach, gdy trudno o ideały, coś co inspiruje i zachwyca.
 
Ryga
 
W czasach sowieckich rolę serca dla sowieckich katolików grała łotewska Ryga.
Watykan dał personalną jurysdykcję biskupowi Vaivodsovi, by kierować kapłanów, którzy studiowali w Rydze na rozlegle tereny Kaukazu, Azji Środkowej i całej Rosji.
W tym czasie nawet Białoruś i Ukraina nie posiadała oficjalnie żadnych rzymsko-katolickich biskupow. Owszem w głębokim podziemiu działała hierarchia greko-katolicka.
Aby trafić do ryskiego Seminarium trzeba było spełnić wiele wymogów i niełatwo było otrzymać status studenta. Niektórzy próbowali przechytrzyć władze sowieckie i studiować w podziemiu. Do takich należał również pater Świdnicki.
Przez kilka lat Józef Świdnicki studiował w świeckim instytucie budowlanym zaocznie i jednocześnie pracował na budowie. Raz w miesiącu udawał się na egzaminy indywidualnie składane u poszczególnych profesorów. Nie miał pozwolenia na studia kleryckie ale miał wielka wole, by zostać księdzem i ta wola kruszyła lody. Profesorowie ryzykowali i gdy ostatecznie władze dowiedziały się, że Józef przyjął tajnie święcenia na Litwie, to rektor popłacił to utrata stanowiska. Musiało być cos w tym młodym niepozornego wzrostu studencie, co wzbudzało respekt.
 
Świecenia na granicy
 
Jeden z kolegów Józefa ksiądz Abrantowicz obecny dziekan wileński podpowiedział Józefowi znając jego trudności z uzyskaniem święceń, że na samej granicy litewsko-łotewskiej mieszka pod domowym aresztem pewien wyświęcony tajnie biskup. Władze sowieckie obiecały mu, że jeśli opuści te wioskę i zajmie się działalnością biskupia w terenie to skończy za kręgiem polarnym na zsyłce. Biskup zastosował się do porady. Tym nie mniej na pomysł księdza Abrantowicza zareagował w ten sposób, że obiecał wyświęcić Józefa pod warunkiem, że biskup a późniejszy Kardynał Vaivods się na to zgodzi. Zgoda była ustna i warunkowa. Biskup powiedział, że ma to być zrobione po cichu i jakby cos to on nic nie wie. Co za dziwne czasy panowały w roku 1967-m. To schyłek panowania Chruszczowa i początki zastoju Breżniewa. Spotkałem się z teoria, że babcia Breżniewa była Baptystka wiec on w odróżnieniu od Chruszczowa odnosił się względem wierzących bardziej lojalnie i łagodnie. Warto pamiętać, że Breżniew urodził się w dzisiejszym Dnieprodzierżyńsku na Ukrainie, gdzie w okresie rewolucji mieszkało 30 tysięcy Polaków i mieli przepiękny kościół, który się cudownie ostał i pracują w nim obecnie księża kapucyni. Modlitwy tamtejszych Polaków niewątpliwie tworzyły jakąś aurę i klimat sprzyjający religijności i łagodzący obyczaje nawet tak dziwnych person jaka był Leonid Iljicz.
 
Instytut
 
Studiując po dwie godziny w dzień, pracując po 7 Józef znajdował czas na to żeby się szykować do zdawania egzaminów z teologii. Ponoć płacił łapówki swym kolegom w pracy po to, by wykonywali jego robotę wtedy gdy musiał zdawać egzaminy. Byli lojalni wobec niego, pewnie cos się domyślali ale nie donosili.
 
Tajniacy
 
Donosy były w seminarium. Pomimo wielkiej dyskrecji ktoś jednak znal Józefa w środowisku kleryckim i donosił na niego gdy tylko ten się zjawiał w seminarium. Ten sam kapuś dowiedział się o święceniach Świdnickiego i po takiej informacji tajniacy próbowali Józefa zawerbować. Kilka toczonych z nim rozmów trwało od 5 do 7 godzin. Prowadzący się zmieniali a on był jeden. Proponowali mu zatrudnienia w dowolnie wybranym przezeń miejscu ZSRR oficjalnie w kościele ale ten się nie zgadzał na przemian “palił głupa” lub przyzywał do rozsądku swych rozmówców twierdząc, że Kapłan musi cały dzień się modlić a skoro on jest w pracy 7 godzin i 2 godziny na studiach to oczywiście na kapłańską modlitwę czasu się nie znajdzie.
 
300 spowiedzi w Grodku
 
Za jakiś czas ksiądz Józef na zaproszenie pewnego Kapłana z Ukrainy wrocił w rodzinne strony i w Grodku Podolskim podjął prace. Policzył, że za niespełna rok wyspowiadał 12.000 ludzi. Pewnego dnia przed Wielkanocą miał 300 spowiedzi od 7-mej rano do 8-mej wieczór non stop. Ponoć ostatnich spowiedzi ani słyszał ani rozumiał, ale wszystko powierzał Bogu z nadzieja, że on wszystkiego dopełni.
Ksiądz Świdnicki odprawiał w małym domku, w którym była podwójna ściana i wejście przez szafę. Gdyby jakaś łapanka się przydarzyła to on mógł się schować w tajnym pokoju.
 
Władze oczywiście szybko się dowiedziały o działalności młodego Kaplana.
Jakiś czas pracował on w okolicach Żytomierza ale najpiękniejsze lata przeżył w Tadżykistanie dokąd się udał wiedziony legenda księdza Bukowińskiego i innych jemu podobnych charyzmatycznych kapłanow.
 
Dla wielkiego statku wielkie morze
 
Jednym z sąsiadów Józefa był ksiądz Keller rodem z Odessy.
Postać, która zasługuje na oddzielną opowieść. Prałat opowiedział, że gdy w 1983-m roku po 8-miu latach pracy w Duszanbe poczuł, że władze chcą go usunąć, zgłosił się do Biszkeku, do Kellera pytając czy nie potrzebuje wikariusza w Kirgizji. Ten miał w odpowiedzi wypowiedzieć prorocza frazę: “Dla wielkiego statku, wielki rejs”…
Odmówił grzecznie i zaraz dopowiedział, że marzeniem jego przedśmiertnym jest, by powstała choćby jedna parafia na Syberii.
 
14 parafii w Syberii
 
Ksiądz Józef nie pogniewał się na świątobliwego starca z Biszkeku i wedle jego prośby udał się do Syberii, by założyć nie jedną a 14 parafii. To był rzeczywiście wielki rejs. Wszędzie kupował małe domki i rejestrował wspólnoty. Wiele go kosztowało, by przekonać starych ludzi, że tak trzeba. Większość żyła w przekonaniu, że zsyłka się wkrótce skończy i że te kaplice i parafie nie będą nikomu potrzebne. Józef przekonywał, że będzie inaczej, że odejdą oni przyjdą na ich miejsce inni. Był tez kłopot z niemieckimi katolikami, którzy niedowierzali, że są jeszcze w ZSRR prawdziwi katoliccy kapłani. Oni żyli w przekonaniu, że Stalin wszystkich rozstrzelał.
Takiego zdania był miedzy innymi mieszkający w Ferganie brat biskupa Frizona, ostatniego biskupa Saratowskiego.
 
2 diakonów
 
Tym nie mniej powiewy pierestrojki dawało się odczuć. Było coraz więcej możliwości do pracy a małość kadr bardzo odczuwalna. Ksiądz Józef jak wielu jego poprzedników martwił się, że trzeba szukać powołań i przygotowywać sobie współpracowników i następców.
Znalazł nawet 2 kandydatów na stałych diakonów i jechał już z nimi z Nowosybirska do Czelabińska, gdzie miały się odbyć ich święcenia. Przez dwie doby powtarzał z nimi teologie i egzaminował ich. Był jednak na tyle odpowiedzialny, że nie kryl przed nimi trudności i odpowiedzialności. Na parę przystanków przed Czelabińskiem kandydaci czmychnęli, jak się potem dowiedział, że strachu przed ciężarem odpowiedzialności jaka mieli przyjąć na siebie.
 
Seminarium w Akademgorodku
 
Najpiękniejsze chwile przeżył Józef w Nowosybirsku w dzielnicy akademickiej. Zaprzyjaźnił się z tak wieloma uczonymi ludźmi, że ci z entuzjazmem podjęli jego pomysł by zorganizować podziemne kursy seminaryjne. Gdyby Watykan nie wyznaczył do Rosji w 1991 roku dwu Biskupów ksiądz Józef niewątpliwie swój zamysł by zrealizował.
 
Biskup Andrzejewski 500 bierzmowanych
 
Jednym z opatrznościowych współpracowników Józefa był bp Andrzejewski z Włocławka, który go entuzjastycznie wspierał. Odwiedzał Irkuck w 1988-m roku i na zaproszenie Józefa odwiedził również Akademgorodok. Jak mu się udało przygotować do Bierzmowania 500 studentów i profesorów, jeden pan Bóg wie. Entuzjazm był ogromny i była szansa cały ten uczony ludek przyprowadzić do kościoła. Niestety nasz prałat nie znajdował wspólnego języka że świeżo upieczonym biskupem Józefem Wertem i za jakiś czas opuścił Syberię.
Nawiasem mówiąc ta historia o 500 bierzmowanych przypomina mi nieco przypadkowy pobyt biskupa Hurleya z Alaski na Magadanie w 1990-m roku.
Biskup, który wcale nie planował zajmować się misjami przypadkowo odwiedził Magadan i zamiast kilku dni spędził w nim 2 tygodnie w okresie Bożonarodzeniowym. Na spontanicznie zorganizowanej Mszy Świętej zebrało się również 500 osób w tym większość formalnych ateistów, którzy nie mając pełnej wiedzy o kościele a raczej żadnej otrzymali awansem Pierwsza Komunie świętą. Wielu z nich już nigdy więcej nie przychodziła do kościoła, niektórzy jednak pozostali na zawsze. Należy ufać, że to masowe Bierzmowanie też nie było nonsensem. Na misjach rzeczy odbywają się w sposób paradoksalny i racjonalne myślenie o Kościele chwilami nie ma sensu. Pater Józef to człowiek czynu. On mocno ryzykował ale skutki tego ryzyka są widoczne do dziś.
 
Pater Bukowinski
 
Pracując w średniej Azji ks. Józef nie był osamotniony. Wszędzie towarzyszyła mu legenda ojca Władysława Bukowińskiego. Nie udało im się spotkać osobiście, ale ks. Józef był na jego pogrzebie w Karagandzie. Znam z wypowiedzi pewnej siostry taka charakterystykę księdza Bukowińskiego, że ostatnie lata przed śmiercią z trudem chodził przytrzymując się płotu zabudowań lub ścian domów na drodze do chorych, których miał wielu w swej kolekcji.
Eucharystka widząc to odradzała księdzu takie pielgrzymki lecz on jej to komentował: “patrz się patrz, kiedy już mnie nie będzie to opowiesz ludziom jakiego mieli księdza”. Miał widać świadomość heroiczności swej posługi i chciał, by go naśladowano. Podobno ostatnie Msze święte sprawował na siedząco i tak było gdy się modlił po raz ostatni. Po prostu spadł z krzesła odprawiając Msze i już przytomności nie odzyskał. Był ponoć chory na cukrzycę toteż ciało miał spuchnięte i zniedołężniałe, ale mimo to stal na posterunku do samego końca.
 
15-cie lat bez spowiedzi
 
W każdej miejscowości na antypodach średniej Azji gdziekolwiek by się nie udał ksiądz Józef, napotykał osoby jakie się u niego spowiadając rozpoczynały swe wyznania od słów: “ostatni raz spowiadałem się 15 lat temu u ojca Bukowińskiego”.
Okazuje się, że ten niestrudzony Apostoł Kazachstanu bywał również w Tadżykistanie, Uzbekistanie i w Kirgizji z posługą kapłańską.
 
Pater Keller Biszkek
 
Wspomniany powyżej pater Keller był bardzo szczuplej sylwetki. Jadał mało i mówił cicho. Nie korzystał z taksówek nawet wtedy gdy ludzie przyjeżdżali z odległych końców miasta by go zawieźć do chorego on rezygnował z transportu i uparcie szedł: godzinę, dwie, trzy, ile było trzeba. Nie bywał w domu całymi dniami.
Pięknie się modlił. Pochodził z Odessy. Bardzo pokochał posługę dla chorych.
Po porannej Mszy świętej starał się odwiedzać minimum 8-miu chorych.
Nie miał gosposi i sam sobie gotował ziółka z cebulka.
Ziołka na kolacje to był sekret jego zdrowia. Na dwa lata przed śmiercią władze w Biszkeku z własnej inicjatywy zalegalizowały tego kapłana przy okazji legalizując pomocnika z Ukrainy greko-katolika księdza Bogdana.
Wzruszający był jego pogrzeb. Dwa ostatnie lata był sparaliżowany.
Trwały jeszcze inwigilacja i sowieckie porządki. “Pełnomocny” do spraw religii obawiał się, że jego pogrzeb może być okazja do manifestacji religijnej wiec ostro zażądał od parafialnego starosty, by pogrzeb był ekspresowo. Mimo, że rozesłano telegramy do kapłanów z sąsiedztwa nikt jednak nie zdążył. Ksiądz Józef skorzystał z okazji, by nakrzyczeć na starostę. Inni milczeli, lecz on nie mógł pojąć, że tak zasłużona osoba odeszła tak cicho i bez honorów.
 
 
Grekokatolicy
 
Wedle świadectwa ojca Józefa wielu grekokatolików włączyło się w duszpasterstwo pośród rzymskokatolickich Niemców i Polaków Środkowej Azji z powodu na brak zezwolenia powrotu na Ukrainę. Ich posługa okazała się opatrznościowa choć przebiegała w warunkach ekstremalnych i nie zawsze legalnych.
 
Hira
 
Najpopularniejszym Kaplanem katolickim Średniej Azji obrządku wschodniego był biskup Hira. Miał on węgierskie korzenie, świetne wykształcenie arystokratyczny wygląd i maniery. Mitrę zaczął ubierać tuż przed śmiercią, która nastąpiła w podobnym czasie jak śmierć księdza Bukowińskiego. Ciało księdza Władysława przeniesiono do świeżo pobudowanej świątyni na przedmieściach Karagandy z cmentarza, który na skutek tąpnięć w kopalni został zamknięty i pozwolono wielu członkom rodzin na ekshumacje zwłok. Pogrzeb biskupa Hiry, który stal się manifestacja wiary w ogarniętej entuzjazmem katolickim Karagandzie. Jednym z przemawiających na pogrzebie był późniejszy biskup nowosybirski Józef Werth a w tym momencie diakon.
 
Pobity na Ałtaju
 
Ksiądz Świdnicki wspomniał postać ksiądz Krystofora, który pracował i zmarł 160 km od Taszkientu w miejscowości Słowianka, gdzie wszyscy mieszkańcy byli katolikami. Kapłan zmarł w wieku 36 lat. Zmarł na skutek paraliżu, który mógł wyniknąć jako skutek represji. Kapłana bito na zsyłce w Ałtaju a potem w okolicach Astany zamarzł solidnie podążając na spowiedź pieszo 8 km w 30-stopniowym mrozie. Gdy trafił do Słowianki nie potrafił już władać prawa dłonią, również prawa część fizjonomii była zdeformowana. Zachowały się pokrzepiające listy, które ten kapłan wysyłał do zaprzyjaźnionych rodzin i księży pisząc z trudem lewa ręką.
 
Ten, który nic nie je
 
Kolega Krystofora i rówieśnik trafił na wikariusza do Biszkeku. Nazywał się Bogdan i był najprawdopodobniej Redemptorystą wschodniego obrządku. W jego zachowaniu było cos, co zadziwiało ludzi, lecz również księży. Krążyła legenda, że niczego nie jadł. Ksiądz Józef zdementował te plotki. Powiedział, że Bogdan żywił się dobrze ale jadał tylko raz w dzień i to po godzinie 10-tej wieczór. Ludzie w tamtych czasach z wielka troska odnosili się do księży i suto zastawiali stoły. Ksiądz Bogdan, którego Niemcy nazywali tez Gotliebem, czyli “Ulubieńcem Boga” nigdy nie dawał się skusić na gościnę. Sprawował obrzędy i szybko znikał.
 
Albinas
 
Ksiądz Albinas, Litwin z Karagandy nie był tak mobilny jak ksiądz Józef Świdnicki i nigdy nie dal się namówić na podróże dookoła świata. Tym nie mniej ma wielkie zasługi dla całej Azji Środkowej przez to, że rozmawiał wiele o kapłaństwie że swymi ministrantami i ulokował w Rydze około 10 osób w tym braci Messmerow i Wertow.
Atmosferę wielkiego entuzjazmu religijnego w Karagandzie oprócz wspomnianych bpa Hiry i Władysława Bukowińskiego podsycały również tajne Eucharystki i katechetki w tym zwłaszcza siostra Gertruda Detsel.
 
Wanags - Grodek
 
Pośród sowieckich romantyków w kościele katolickim ksiądz Józef wymienił księdza Władysława Wanagsa, który nie miałby w normalnych warunkach szans na kapłaństwo. W młodości zakończywszy służbę wojskowa przeżył kilka lat w konkubinacie. Miał dwoje dzieci z kobieta, która go w rezultacie porzuciła. Ktoś z kapłanów napotkawszy go po latach dostrzegł, że człowiek jest niezwykle religijny i szczerze polecał go w seminarium w Rydze. Władze sowieckie chętnie dały zgodę na studia takiemu kandydatowi spodziewając się, że będzie łatwym obiektem do szantażu i wyśmiewania kościoła w przyszłości. Tymczasem człowiek miał wiele ukrytych talentów. Był uzdolnionym budowniczym, bardzo skromny i całkowicie nie podatny na szantaż. Nie skrywał przed ludźmi swej przeszłości i drogi do kapłaństwa. Gdy po święceniach zaproponowano mu wyjazd na Ukrainę jako Łotysz polskiego pochodzenia źle władał rosyjskim całkiem nie znal ukraińskiego i mocno kaleczył po polsku. Tym niemniej przyjął propozycję wyjazdu na Podole do tzw. “malej Warszawki”, czyli do Gródka Podolskiego. Gdy zgłosił wątpliwość czy sobie poradzi nie znając języka, ktoś skomentował, że czy mniej będzie mówić tym lepiej dla niego. I rzeczywiście jego kazaniami stały się liczne świątynie na Podolu. Zbudował kilkanaście kościołów. Wszystkie w baśniowym stylu z ostrymi jak igła i bardzo sugestywnymi szpilami wież.
Tak się złożyło, że pracując na Ukrainie odwiedziłem kiedyś Grodek, Podwołoczyska i pewna wioskę. Wszystkie trzy kościoły jakie widziałem miały wygląd jak z bajki i z daleka zachęcały do modlitwy także tych, co nie wchodzili do środka. Parafianie z jednej wioski, którzy do Grodka mieli 18 km zapewniali mnie, że w czasach księdza Władysława chodzili na niedzielna Msze świętą co tydzień pieszo. Nikt nie miał wątpliwości, że tak właśnie trzeba. Ten milczący kapłan umiał bez slow przekonywać o swoich racjach. Zawsze skromnie prosił władze o “niewielki remont istniejącej kaplicy”, mówił, że chce ja poszerzyć o 5 metrów a gdy pytano dlaczego to wyjaśniał abstrakcyjnie, że na cześć 5 ran Chrystusowych.
\Gdy pewnego razu odmówiono mu w sposób kategoryczny, że prędzej ktoś z urzędników umrze niż on dostanie zgodę na kolejna kaplice. Ksiądz Władysław niewiele myśląc miał powiedzieć, że “parafia się w tej sprawie pomodli”. Za jakiś czas w katastrofie samochodowej zginęli wszyscy adwersarze wspomnianego księdza. Prosty lud lecz również urzędnicy wytłumaczyli sobie ten przypadek w sposób dosłowny i już więcej nikt temu kapłanowi nie robił przeszkód. Owszem po kilku latach nie mógł zdobyć zgody na podłączenie plebanii do kanalizacji miejskiej. Uczynił to samowolnie pośród nocy. Gdy przyjechali urzędnicy by to skontrolować i nałożyć mandat, bardzo lubiany przez ludzi ksiądz wyrzekł w obecności świadków: “ja czego nie rozumiem, kiedy władza walczyła z Bogiem to było jasne, gdy prześladowała księży, to też przywykliśmy, ale kiedy zaczyna wojować z g-nem to się temu dziwie bardzo”. Powiedzonka księdza Wanagsa stały się znane w calym ZSRR…
 
Latgalia
 
O Latgalskich Polakach opowiedział ksiądz Józef, że mieli zwyczaj kalkować język łotewski podstawiając polskie słowa i wychodziło cos bardzo dziwnego w stylu: ja przyszedłszy, mieszkawszy, zrobiwszy, chciwszy…
Właśnie taki podobno był polski dialekt Wanagsa.
Gdy, któregoś razu ksiądz Wanags odwiedził Józefa w Duszanbe to już był dobrze znany parafianom i ci go spotykali jako osobę niezwykłą. Na wszelkie pytania Wladysław komentował pod adresem Józefa:
 
“Ne breszite ojczenka - Eto wsio Bożeńka sdełał”
“Po co kłamać Ojcze, to wszystko Bog zdziałał a nie ja”
 
Ksiądz Zawalniuk
 
W trakcie rozmowy padło tez nazwisko księdza Zawalniuka, który swego czasu pracował z dobrym skutkiem na Mołdawii, potem jednak udał się na Białoruś i odzyskał tzw. “Czerwony Kościół” w Mińsku. W roku 1988 odwiedził on moje seminarium w Białymstoku. Opowiadał wtedy perypetie swej pracy w Mołdawii, miedzy innymi to jak jeden nowiutki kościół przez niego zbudowany zniszczyły władze w biały dzień buldożerami. Potem jako neoprezbiter bywałem w gościnie z dziećmi i pamiętam z jakim entuzjazmem opowiadał nam o procesie odzyskania tej świątyni. Okazało się, że ksiądz Zawalniuk jest rodakiem księdza Józefa. Pochodzą z tej samej Murafskiej parafii. Kolejny raz się mogłem przekonać jak niezwykłym miasteczkiem jest Murafa.
Jej mieszkańcy rozbiegli się po całym świecie służąc Kościołowi w sposób niezwykle oddany.
Nawet nie mam pomysłu na to by wyjaśnić fenomen powołaniowy tych okolic.
 
Józef Asceta
 
W zachowaniu Józefa Świdnickiego mogłem przez te kilka dni obcowania dostrzec elementy charakterystyczne dla wszystkich opisanych osób. Choć z latami zrobił się z niego grubasek, to jednak za stołem starał się nigdy nie wyciągać ręki po drugie danie. Jego jedynym kaprysem były wiśnie.
Głosił kazania i odprawiał Msze świętą bardzo pobożnie. Brewiarz odmawiał dyskretnie choć swego w drogę nie Bral, wszędzie gdzieśmy bywali wspólnie nie narzucając się tonem przestępcy pytał “gdzie by tu znaleźć modlitewnik”.
 
Odrodzony jak Feniks z popiołu
 
Materiałem do opowieści posłużyły mi wypowiedzi ojca Józefa za stołem po powrocie z Duszanbe. Widać, że nie potrafi skryć dumy z tego w jakich czasach żył, jakich świętych kapłanów miał wokół siebie i jakie niezwykle to były czasy, kiedy to wbrew nadziei w ZSRR dokonywały się misje na skalę nie mniejszę niż dzisiaj i choć wszystkiego zabraniano wszystko zdawało się możliwe. Sprawiał to wielki entuzjazm ludzi tak wielu narodowości i światopoglądów.
Głównym żywiołem katolickim w Azji Środkowej i najbardziej oddanym kościołowi byli w tamtych czasach zesłańcy niemieccy. Dziś kiedy to większość z nich wyemigrowała do Macierzy czyli do Niemiec niewielkie kaplice i kościoły wzniesione na progu pierestrojki okazały się bastionami wiary dla nowych katolików, których ciągle po kropelce Opatrzność Boża podarowuje tym wspólnotom.
Zdarzają się katolicy Koreanczycy, jest sporo Tatarów w naszych wspólnotach. W Karagandzie jest seminarium gdzie klerycy studiują język Kazachski i od kilku lat odprawiana jest kazachska Msza święta.
Kazachstan niespodzianie stal się liderem pośród Republik Środkowo azjatyckich ale te miejsca gdzie “wojował” “mały rycerzyk” Józef Świdnicki też nie straciły swego romantyzmu i jeszcze czekają w kolejce na ponowny rozkwit. Miejmy nadzieje, że wiara katolików nie zaginie w Biszkeku, Duszanbe czy Taszkiencie. Pozostały w tych miastach sporych rozmiarów świątynię i piękne wspomnienia.
Warto dodać, że w tych okolicach jednym z najbardziej czczonych ptaków jest bocian kojarzony z legendarnym Feniksem, który odradza się z popiołu.
 
Ks. Jaroslaw Wisniewski
Taszkient, 22 czerwca 2010



< powrót


 

 
     

JHS REX - Copyright JOX

Copyright 2007 - Realizacja KreAtoR